środa, 4 listopada 2015

Powrót do rutyny - przygotowania do sezonu 2016

Dwa miesiące minęły od ostatniego startu w Przechlewie jak z bicza strzelił. Nawet nie wiem kiedy to minęło :)

Jak sobie obiecałam, próbowałam dać sobie wolne aż do listopada...No tak, próbowałam. Po pierwsze, nosiło mnie trochę, a po drugie nie chciałam jednak ruszać z tzw. "grubej rury", więc treningi rozpoczęłam na początku października. Na początek dwa razy w tygodniu, później co drugi dzień, aby stopniowo przystosowywać mięśnie do ponownego wysiłku. W końcu przyszedł upragniony listopad i bez wyrzutów, wracam do pełnowymiarowych treningów.

Niestety wieczory zacznają się robić coraz dłuższe i chłodniejsze, więc trzeba je odpowiednio modyfikować do potrzeb w zaistniałej sytuacji. Tak więc, jak to już było w poprzednim roku, większość biegów zastępuję treningami objętościowymi na ergometrze, a do tego siłownia, aby wzmocnić niezbędne partie mięśni. Trening rowerowy odbywam na trenażerze w domu, a pływanie na basenie urozmaicam treningami z wiosełkami. Wzmacnianie mięśni to dla mnie podstawa, aby być przygotowaną do następnego sezonu. Przede wszystkim pozwoli mi to maksymalnie ograniczyć ryzyko występowania kontuzji. Bazując na doświadczeniach z ubiegłego roku, jestem przekonana, że jest to najbardziej optymalny plan na zimę. Jedną rzeczą, którą muszę zmodyfikować to objętość treningów. Tą zimę chcę przepracować jeszcze ciężej, intensywniej, a na pewno postawić na dłuższy czas wykonywanej pracy. A wszystko dlatego, że plan startowy na sezon 2016 będzie bardziej wymagający (ale tym się podzielę później).

Tak jak poprzedniej zimy, moim "najlepszym" przyjacielem staje się ergometr. Maszyna tortur, ale za jak skuteczna. :) W moim zimowym ergometrowym menu nie może być mniej niż 40 minut per trening. Dopiero taki czas możne przynieść pozytywne skutki po dłuższym trenowaniu na tej maszynie. Długie lata walki, niekończące się minuty monotonii na niej nauczyły mnie wytrwałości i cierpliwości, że wyniki nie przychodzą szybko. Sztuką nie jest przejechanie 10 czy 15 minut w ramach rozgrzewki na przekładni 10. Tą metodą można jedynie zrobić sobie krzywdę, zwłaszcza jeżeli nie ma nikogo, kto by mógł pokazać jak prawidłowo na niej jechać.


Kolejnym "mistrzem" monotonii jest trening na trenażerze. Jazda na rowerze jest bardzo przyjemna, chyba najlepsza część składanki triathlonowej. Ale pedałowanie i nie ruszanie się z miejsca? No cóż, przez jakiś czas jest to dobra zabawa, ale później zaczyna się psychiczna batalia. Ciągle ten sam widok, ciągle to samo miejsce. Tylko cztery ściany, ręcznik, mały licznik, butelka wody, rower i Ty. Ale czego się nie robi dla wyniku. Oczywiście dla chcącego nic trudnego i można próbować urozmaicać treningi, szukać motywacji, aby treningi indoors nie były nurzące. Oto może jedna z nich: 





A Ty jaką masz motywację? Co powoduje, że codzinnie wstajesz i robisz trening? Co Ciebie inspiruje do działania?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz