niedziela, 10 maja 2015

Wiosenne sprawdziany - budowanie formy na sezon

Nadszedł maj, czyli wiosna w pełni, i jak można zauważyć, sezon zawodów biegowych rozpoczął się na dobre. Praktycznie co tydzień, w każdy weekend, można wybierać i przebierać w różnych eventach biegowych. Bieg jest jedną z trzech dyscyplin, które łączymy podczas triathlonu, i chyba jedną z najcięższych. Etap biegowy jest ostatnią częścią triathlonowej układanki, przez co przychodzi ona chyba najciężej. Poziom zmęczenia jest już na tyle wysoki, że chyba tylko siła woli trzyma większość zawodników w docieraniu do mety. Dlatego też ja lubię przed sezonem triathlonowym sprawdzić się w biegu na 10 km i tak właśnie zrobiłam w niedzielę 3 maja 2015 w Bydgoszczy.

Może i mam dziwne podejście to masowych zawodów, czy to biegowych czy triathlonowych, ale ich po prostu nie lubię. Spora gromada ludzi startujących razem jest w porządku, ale "masówka" jak np. 15 tysięcy ludzi w biegu na 10 km, 20 tysięcy w maratonie w Warszawie, czy ponad 1500 uczestników w Poznaniu podczas triathlonu, jest istną masakrą. Nie ukrywajmy, że im większa liczba zawodników, tym ciężej jest dla samych zawodników i organizatorów. Po pierwsze, zanim wszyscy wystartują to mija mnóstwo czasu (o ile dobrze usłyszałam w Warszawie sam start na 10 km trwał ponad 20 minut!), a dla organizatorów to przede wszystkim oznacza cięższe utrzymanie bezpieczeństwa. Oczywiście nie mam nic przeciwko tym, którzy takie spędy lubią, ale dla mnie mój wewnętrzny chaos wywołany stresem przedstartowym jest wystarczający i nie potrzebuję dodatkowych bodźców. Właśnie przez to wybrałam Bydgoszcz jako miejsce do sprawdzenia się na 10 kilometrów.

Bydgoszcz to moje miasto rodzinne i staram się być tam tak często jak tylko się da. W tym roku miasto oferuje tzw. Kwartet Biegowy, czyli cztery eventy biegowe, w skład których wchodzą trzy biegi na dystansie 10 kilometrów (w tym jeden nocny) oraz pół-maraton (który odbędzie się jesienią). Korzystając z okazji, że wybierałam się na weekend majowy do rodziców, to postanowiłam się zapisać na bieg "Bydgoszcz na Start". Założeniem było przede wszystkim nie przygotowywanie się do tego biegu, tylko wystartowanie "z marszu". I tak w dni poprzedzające się nie oszczędzałam, a że nieopodal miejsca, gdzie mieszkają moi rodzice jest wręcz idealna trasa na rower szosowy, to nie mogłam sobie odmówić tej przyjemności, aby pojeździć na rowerze. Fakt, może trochę przesadziłam z kilometrami na nim, ale w końcu chodziło mi o to, żeby zobaczyć jak pobiegnę na zmęczeniu.

Sama trasa biegowa nie była wymagająca, praktycznie płaska, asfaltowa, przebiegająca ulicami północnej części miasta. Temperatura względna (około 20 stopni, choć niektóry narzekali że za
wysoka), lekki wiaterek. Cóż więcej chcieć. Muszę przyznać, że przebyte kilometry na rowerze w poprzednich dniach dały się we znaki na około 5. kilometrze, gdzie zaliczyłam "beton" w nogach, ale jakoś przezwyciężyłam go i dotarłam po 49 minutach 42 sekundach. Nie jest to moja życiówka (którą de facto zrobiłam podczas jednego z triathlonów w ubiegłym roku), ale kto by się jej teraz spodziewał. Zostawiam bicie "życiówek" na triathlonach :)
Nie mniej jednak jestem zadowolona z wyniku, ponieważ uświadomiłam sobie, że moje treningi dają mi rezultaty jakich oczekuję. Dlatego też postanowiłam się spróbować na samym biegu. Wiele jest jeszcze do poprawy, ale ten bieg mi pokazał jak nieznane pokłady mocy mam jeszcze w sobie.



Oby się one ujawniły podczas zawodów triathlonowych ;)